Jednym z tych zapasowych, z którym się bardzo polubiłam jest krem do rąk Balea z koenzymem Q10. Jego zadaniem jak podejrzewam jest przyhamowanie procesów starzenia się rąk, bo jak wiadomo one i twarz są najczęściej wystawione na słońce, mróz itp.
Miękka tubka zamykana na klik. Jak już wiecie najbardziej takie lubię. Bez zbędnych grafik, utrzymana w spokojnym i żółtym stylu.
Konsystencja kremu jest lekka, ale treściwa, Dobrze się rozsmarowuje i szybko wchłania. Nie pozostawia smug co się mu bardzo chwali.
Zapach ma bardzo przyjemny i delikatny, przypomina mi trochę kosmetyki z arganem, może nieco kwiatów. Ciężko określić, ale bardzo go lubiłam.
Krem jak to krem do rąk. Obowiązkowo stosowałam rano i wieczorem, a w ciągu dnia po myciu rąk i w razie potrzeby.
Krem cenię sobie za to, że szybko się wchłaniał. Po aplikacji można było korzystać z komputera czy po prostu wykonywać inne czynności bo nie zostawiał tłustych śladów. Wchłaniając się nie zostawiał tłustego filmu tylko miłą satynową powłoczkę. Dość długo zapach pozostawał na dłoniach, ale czuć go było dopiero po przystawieniu nosa do ręki. Nawilżał w stopniu bardzo dobrym jednak tylko do czasu umycia rąk. Po umyciu rąk musiałam nakładać krem jeszcze raz. Niestety, ale na skórki nie wpłynął jakoś pozytywnie.
Plus za to, że posiada filtr przeciwsłoneczny o faktorze 10. Niby mało, ale zawsze troszkę chroni przed szkodliwym działaniem słońca.
Zależy ile razy dziennie i w jakich ilościach się używa. Ja używając kilka razy dziennie puste opakowanie miałam gdzieś po około 3 tygodniach.
W Polskich sklepach internetowych cena kremów waha się od 7 do 10 zł / 100 ml. Nie wiem jaka cena jest w niemieckim Dm, jeśli wiecie to podajcie. Akurat ten krem ma pojemność 133 ml
Regularnie kremujecie ręce? Póki co kremy z Balei przypadły mi do gustu :)