25 lutego 2014

Kredka do ust Mariza Be chic! - łososiowa

Hej ;)
Jest coraz cieplej, śnieg się potopił, a ja do Was wyskakuje ze zdjęciami kosmetyku w śniegu :) A no tak - zdjęcia robione były jak panowały na dworze minusowe temperatury, a ręce przy ich robieniu odmarzały.
Dobrze, że zdjęcia robione były wcześniej, bo teraz moje usta nie nadają się do pokazania na łamach bloga (potwornie się łuszczą :( ). Rozpisałam się, a nie przedstawiłam dzisiejszego obiektu głównego :
Kredka do ust Mariza Be chic!
Kredka jest w... kredce :) Tak masło maślane wiem. Opakowanie jest dość nietrwałe, ponieważ kredka dojechała do mnie połamana (końcówka) i skuwka jest pęknięta. Dlatego trzeba uważać na noszenie jej w torebce.
Niestety ale nigdzie nie widnieje informacja ile kredka ma gram. Dopiero w katalogu można wyczytać, że ma 2 gramy.
Kolor jaki posiadam to łososiowy. Dla mnie jest to róż z domieszką pomarańczu, bardzo letni kolor.
Niestety aparat na ustach kompletnie mi nie chciał złapać koloru, dlatego też widnieje tylko róż, a pomarańcz się zgubiła.

Kredka niestety posiada jak dla mnie dużo minusów. Ja mam od zawsze suche i popękane usta dlatego oceniam ją przez swój pryzmat. Kredka dobrze kryje powierzchnię ust, jednak jej konsystencja jest bardzo sucha co odbija się na jej dalszym użytkowaniu. Dość tępo się rozprowadza i bez lusterka nie radzę jej nakładać. 
Kredka bardzo podkreśla suche skórki, wszelkie załamania i nierówności na ustach. Jak możecie zauważyć na powyższym zdjęciu, podczas uśmiechu widać, że kolor zebrał się w załamaniach. Estetyczne to nie jest, ani na pewno ładne. Szybko wysusza usta co dla mnie było dużym dyskomfortem. Jej trwałość nie jest szczególna bo wytrzymuje bez jedzenia i picia ok. 2-3 godziny. Jednak jak jemy czy pijemy po tej czynności znika z ust jak za dotknięciem różdżki. 

Dla kogo jest ta kredka?
Dla osób o dobrze wypielęgnowanych i nie popękanych ustach. I tylko w sytuacji gdy wiemy, że nie będziemy konsumować jedzenia ani pić.

Mnie niestety zawiodła, a kolor jej jest cudny. Tu możecie zobaczyć bardziej realny odcień:
Cena to 12,20 bez promocji dostępna u konsultantów Mariza.

O samej firmie Mariza możecie poczytać TU a nawet może dołączyć do konsultantek :)

Miałyście te kredki? Może u Was lepiej się sprawdziły?

24 lutego 2014

Poniedziałek z Yankee Candle: Waikiki Melon

Witajcie ;*
Dzisiaj następny wosk z mojej mini kolekcji. Jako, że za oknem co raz bardziej robi się wiosennie to i taki będzie wosk. A mówię tutaj o dość nowym wosku Yankee Candle czyli Waikiki melon.
Patrząc na nazwę tej tarty myślałam, że nazwa "Waikiki" jest to po prostu odmiana melona. A jednak się pomyliłam :) Waikiki jest to plaża na Hawajach w dzielnicy Honolulu. I zapewne tam ten melon się znajduję. Od tego wosku oczekiwałam dwóch rzeczy: zapach owocowy i nie chemiczny.
Oczywiście się nie zawiodłam :)
Zapach tego wosku jest typowo egzotyczny i owocowy. Jest dość intensywny i roznosi się po całym mieszkaniu, ale nie aż tak, żeby był duszący. Aromat wosku jak powiedziałam jest bardzo owocowy i ma dość słodką woń. Należałoby zamknąć oczy i wyobrazić sobie plażę pod palmami, kosze z owocami i drinki z parasolkami. Zapach ten działa pobudzająco na organizm i dodaje niesamowitej energii :)
Ja go uwielbiam i często odpalam w kominku :) Szczególnie w zimne i deszczowe dni.

Skusicie się na taki owocowy zapach?

21 lutego 2014

Essence 125 absolutely blue

Witajcie:*
Dzisiejszy post poglądowy, ponieważ chcę Wam pokazać lakier, który mnie zachwycił swoim kolorem. Uwielbiam niebieskie i granatowe lakiery do paznokci :) Dlatego gdy zobaczyłam ten lakier w dodatku w przecenie musiał wylądować w moim koszyku :)
Lakier ten to rozbielony niebieski. Pędzelek jak to lakierach essence jest dość szeroki, co mi nie przeszkadza. Na pewno szybciej maluję się płytkę niż wąskim pędzelkiem. Na zdjęciach widoczne są dwie warstwy lakieru, co zapewnia całkowite krycie. Niestety, ale jego na jego jakości kompletnie się zawiodłam. U mnie zazwyczaj lakiery trzymają się 2-3 dni. W tym przypadku na drugi dzień od pomalowania odpryski są bardzo duże. Co nie zmienia faktu, że kolor mi się bardzo podoba :)
Ja upolowałam go za jakieś 3,50 zł

Jak Wam się podoba?

19 lutego 2014

Nowości książkowe ze Znaku

Witajcie ;*
Znowu zrobiłam małą przerwę w pisaniu, ale postaram się, żeby jutro pojawiła się nowa recenzja kosmetyczna :)
W niedziele przeglądając blogi o tematyce książkowej (nie tylko kosmetykami sam człowiek żyje) natknęłam się na kod rabatowy w internetowej księgarni Znak. Zrób zakupy za 200 zł a dostaniesz rabat -100 zł :) I jak ja mogłam z niego nie skorzystać? Tym bardziej, że kilka dni wcześniej z nudów przejrzałam całą ofertę znaku i wypisałam książki, które chciałabym mieć jak się trafi okazja. Kiedyś już też korzystałam z tej promocji TUTAJ. Długo czekać nie musiałam, a zamawianie książek z listą było o wiele szybsze :) I tak o to wybrałam 8 pozycji: (opisy pochodzą ze strony znaku)
Zaczynamy po kolei:
Władysław Bartoszewski "Mój Auschwitz"22 września 1940 roku do obozu koncentracyjnego Auschwitz trafił tzw. drugi transport warszawski. Wśród pięciu i pół tysiąca więźniów, którzy podczas apelu usłyszeli od komendanta obozu, że „komin to jedyna droga ucieczki”, znalazł się osiemnastoletni Władysław Bartoszewski. Oznaczony numerem 4427 syn urzędnika bankowego trafił do miejsca, gdzie - jak sam mówi - „przestaliśmy na przykład roztrząsać, czy to straszne i niehumanitarne, że biją. W naszym rozumieniu najważniejsze były konkrety: dostać w mordę czy nerki? Lepiej w mordę, byle tylko nie kijem, żeby nie pękła czaszka”. 
Temat Auschwitz interesuje mnie od bardzo dawna i kompletuje różne książki by jak najwięcej się dowiedzieć.
Mark Helprin "Zimowa opowieść"Ujmująco piękne i mądre arcydzieło Marka Helprina przenosi nas do Nowego Jorku z początku dwudziestego wieku, targanego arktycznymi wiatrami i rozświetlonego bielą niespotykanie obfitego śniegu. Dzięki płomiennej wyobraźni autora to miasto żyje i ma duszę.
Pewnej mroźnej nocy młody Peter Lake próbuje okraść rezydencję na Manhattanie. Niespodziewanie zastaje w domu córkę właścicieli, umierającą na gruźlicę Beverly Penn. Tak zaczyna się miłość, która odmieni jego los.
Potężne, niepojęte uczucie zaskakuje Petera, daje mu siłę i każe podjąć próbę zatrzymania czasu i przywrócenia przeszłości. Historia jego zmagań to jedna z najwspanialszych opowieści w literaturze amerykańskiej.
Chcę zmierzyć się z książkami fantasy, jedyne jakie przeczytałam to "Harry Potter" i "Igrzyska śmierci".

Mark Seal "Dziwny przypadek Rockefellera" Przez trzydzieści lat udawał kuzyna angielskiej królowej i spadkobiercę rodu Rockefellerów. Przez piętnaście lat jego żona nie wiedziała, kim jest najbliższy jej człowiek.  Jako Clark Rockefeller podbił Manhatan. Jego własna żona przez piętnaście lat wierzyła, że jej mąż jest tym za kogo się podaje. W rzeczywistości był oszustem, którego historia jest lepsza niż dzieje pana Ripleya i Nikodema Dyzmy.

Grażyna Jagielska "Miłość z kamienia" Pięćdziesiąt trzy wojny.
Dla niego pełnia życia, przygoda, adrenalina, nagradzane na całym świecie reportaże.
Dla niej samotność, niewyobrażalna tęsknota, paniczny strach. I kilkumiesięczny pobyt w klinice stresu bojowego, chociaż nigdy nie była na wojnie. To jego stres. Zawsze obarczał ją wszystkimi swoimi problemami.


Richard Grzybowski "Ślady zbrodni" - Richard Grzybowski nie planował niczego wyjątkowego na swoje urodziny. Miał zamiar jechać do laboratorium kryminalistycznego policji San Francisco, gdzie pracował jako ekspert do spraw broni palnej i balistyki, gdy zadzwonił telefon. W ratuszu dokonano zbrodni. Ofiarą morderstwa jest kontrowersyjny radny Milk.
To nie jest jedyne śledztwo w którym brał udział Richard Grzybowski. Emigrant, któremu udało się wydostać z komunistycznej Polski, został cenionym ekspertem najpierw policji, a potem agencji ATF. Wśród spraw, którymi się zajmował, były najgłośniejsze zbrodnie San Francisco, jak strzelanina w restauracji Pod Złotym Smokiem w chińskiej dzielnicy.



Henry Bauchau "Bulwar peryferyjny" - Tylko tak bohater może dostać się z domu do szpitala, w którym jego synowa walczy z rakiem - bulwarem peryferyjnym, paryską obwodnicą. Codziennie przemierza tę samą drogę, myśląc o Pauli, która za wszelką cenę nie chce umrzeć i która ma odwagę stanąć twarzą w twarz ze śmiercią. Siedząc przy jej łóżku, zaczyna wspominać historię swojej przyjaźni ze Stefanem sprzed trzydziestu sześciu lat - niezwykłej przyjaźni rozdzielonej przez ruch oporu, wojnę, śmierć i demonicznego esesmana Shadowa. 
Kiedy odnaleziono zwłoki Stefana zamordowanego w tajemniczych okolicznościach, bohater zaczyna dochodzić prawdy. Spotyka się po latach z byłym oprawcą, zniszczonym, schorowanym człowiekiem, w którego spojrzeniu drzemie coś, co budzi niemal zwierzęcy strach. Klucz do przeszłości znajduje się gdzieś na drodze, którą codziennie pokonuje bohater, obwodnicy między życiem a śmiercią. 

Eric-Emmanuel Schmitt "Oskar i Pani Róża" Czy w ciągu dwunastu dni można poznać smak życia i odkryć jego najgłębszy sens? Dziesięcioletni Oskar leży w szpitalu i nie wierzy już w żadne bajki. Wtedy na jego drodze staje tajemnicza pani Róża, która ma za sobą karierę zapaśniczki i potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji...

Anna Starmach "Pyszne 25" - ta akurat książka kulinarna nie była w planach, ale w dniu w którym składałam zamówienie była za 1 zł :) Aż szkoda było nie wziąć tym bardziej, że przepisy na pewno wykorzystam praktycznie :)

I to by było na tyle z moich zamówień i powiem szczerze, że ostatni rok był pod znakiem książki a już mówię dlaczego.
O to ilość moich prywatnych książek w lutym 2013 roku
A tu już moja mini biblioteczka w lutym tego roku czyli 2014 - rok później. Stan na dzień dzisiejszy  :)
No i muszę to powiedzieć (Nie)stety wraz z nowymi książkami zabrakło mi miejsca na półkach (!) które i tak zostały dodatkowo utworzone. Nie zostało mi nic innego jak szukać półki wiszącej na książki :D
Za te 8 książek zapłaciłam 104 zł :)

Miałyście którąś z tych książek, a może macie w planach ich kupno?

17 lutego 2014

Poniedziałek z Yankee Candle: Fresh cut roses

Witajcie ;*
Przepraszam za małą przerwę, ale brak czasu daje się we znaki niestety. Mam nadzieje, że teraz już nic takiego nie nastąpi :)
Dzisiaj odsłona kolejnego wosku, a mianowicie "Fresh cut roses" czyli świeżo ścięte róże :)
To jest kolejny z moich ulubionych wosków :) Jest to wosk, który idealnie odwzorowuje swoją nazwę i nie ma w nim nic sztucznego. Zapalając go trzeba chwilę odczekać aż zapach nabierze na intensywności. Nie jest on jednak duszący, jego intensywność określiłabym na średnią. Po całkowitym rozpuszczeniu wosku w kominku unosi się zapach róż, taki jak często dostajemy np. na dzień kobiet (już niedługo) bukiet. Często jeżeli róże są dość świeże wydzielają przyjemny aromat. Tak i jest w tym przypadku :) Nie ma żadnej chemicznej nuty :) Zapach idealny na wiosnę :)

14 lutego 2014

Cytrynowe wygładzenie - krem do rąk Mariza

Witajcie ;*
Od pewnego czasu skóra moich dłoni jest wysuszona, cienka i potrafi stwarzać problemy szczególnie na mrozie. Codziennie muszę używać kremów do rąk aby wyglądały na zadbane. Bo co jak co, ale dłonie są wizytówką każdej kobiety :) Dlatego też nawilżenie dłoni jest istotne bo jak nie będę o nie dbać, to za kilka lat będą pomarszczone jak u starej babci :)
Dzisiaj chciałabym przedstawić jeden z kremów do rąk. Ten akurat dostałam ze współpracy, ale nie wpływa to na moją ocenę.
Kremu tego używam co dzień. Z takiego względu, że poznałam już jakie ma właściwości to używam go w domu. Na zimowe wyjścia mam krem do zadań specjalnych. Krem domowy powinien spełniać następujące warunki:
- nawilżać
- koić
- mieć ładny zapach.
Czegoś takiego jak ochronna przed czynnikami zewnętrznymi nie uwzględniam, ale o tym powiem później.
Krem ma minimalistyczne opakowanie co bardzo trafiło w mój gust :)
Krem na konsystencje lekką. Nie jest ona jednolita, ponieważ widać grudki, lecz nie ma problemów z ich rozsmarowaniem. Na dłonie wyciskam krem wielkości ziarna grochu i wcieram w dłonie wykonując ruchy delikatnego masażu. Krem szybko się wchłania, zatem nie ma problemu z tłustymi palcami np. na klawiaturze. Po wchłonięciu na skórze widoczny jest błyszczący film który nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu.
Jakie wrażenia po regularnym stosowaniu kremu?
Skóra jest lekko nawilżona i na pewno wygładzona tak jak zapowiada producent. Niestety ale efekt ten jest tylko do pierwszego umycia rąk. Następnie czynność smarowania trzeba powtórzyć.

Już Wam mówię dlaczego krem ten nadaje się tylko do stosowania w domu.
Przy mrozach jakie były (-15 stopni) smarowałam dłonie kremem do rąk cytrynowym i to dosłownie grubą warstwę. Czekałam aż się wchłonie, zakładałam rękawiczki i wychodziłam na dwór. Po kilkunastu minutach niestety ale moja skóra rąk była suchutka niczym Sahara. W tej kwestii niestety się nie sprawdził.

Zobaczmy co jeszcze pisze producent:
Ekstrakt z cytryny owszem ma zbawienne działanie, ale zobaczymy gdzie jest w składzie. Gliceryna i prowitamina B5 nawilżyła i zmiękczyła skórę tylko szkoda, ze na tak krótko. U mnie niestety krem nie sprawdził się jako krem ochraniający przed warunkami zewnętrznymi. Płytkę paznokcia rzeczywiście nawilża :) Więc co do obietnic producenta nie jest tak źle :)
No i patrzymy na skład: 
- parafina na drugim miejscu - mi akurat w kremach do rąk ona nie przeszkadza bo ma świetnie działanie - ochronne i zatrzymuje wodę w skórze.
- gliceryna - ma dobre działanie nawilżające
- petrolatum - tworzy okluzje (film)
- grupa alkoholi 
- ciekły wosk
- trójglicerydy
- ekstrakt z cytryny mamy na 10 miejscu, ale spodziewałam się go pod koniec składu
- panthenol i alantoina
- grupa parabenów
- substancje zapachowe
- hexyl cinnamyl - imituje zapach jaśminu ale może wywoływać alergie.
- limonene - imituje zapach skórki cytrynowej
- linalool - imituje zapach konwalii

Widać, że nie jest to kosmetyk naturalny ale skonstruowany z chemii. To co przynajmniej mi rzuca się w oczy to dużo składników natłuszczających i zapachowych. Więc dlaczego nie radzi sobie w warunkach zewnętrznych? Być może, że przez grupę alkoholi?

Pozostała kwestia zapachu. Na początku mojej przygody z kosmetykami kupiłam pierwszy krem do rąk (który później ciężko się zużywało) - Cztery pory roku krem glicerynowy cytrynowy. Nawet raz miałam go kupić specjalnie, żeby odtworzyć tamte lata, ale teraz nie muszę. Krem pachnie identycznie - cytrynowo, ciężko, ale i też trochę chemicznie. Jednak zapach ten dla mnie kojarzy się z czasami kiedy mieszkałam w innym mieście :)

Nie jest to krem, który ma zbawienne właściwości dla rąk. Myślę, że osoby które mają większe problemy z suchymi dłońmi nie mają co nastawiać się pozytywnie na ten krem. Dla osób o normalnej skórze będzie idealny :)

Dostępny u konsulnatek Mariza
Cena: 6,70 zł/100 ml

O samej firmie Mariza możecie poczytać TU a nawet może dołączyć do konsultantek :)

Jakie kremy do rąk polecacie?

13 lutego 2014

Mocny zdzierak Tutti Frutti.

Witajcie ;*
Wracam do Was z nowym postem. Wczoraj pogoda dała się we znaki - cały dzień lał deszcz. Ochota na pisanie przeszła i pół dnia przesiedziałam z książką :) Chcę już wiosny!
A dzisiaj typowo letni (w kategorii zapachu) produkt, a mianowicie peeling do ciała Tutti Frutti o zapachu gruszki. Gruszki jeść uwielbiam dlatego też gdy widzę jakiś kosmetyk o zapachu gruszkowym to natychmiast ląduje w koszyku :) I tak było z tym peelingiem.
Produkt jest w takim o to opakowaniu stojącym na głowie (+), otwór dozują odpowiednią ilość peelingu.
Jak widać poniżej pojemność to 200 ml więc jak na peeling w sam raz. I co ważne, a jest zamieszczone ostrzeżenie, że nie należy do spożywać :)
Konsystencja peelingu to lekka galaretka. Jak widzicie poniżej nie sposób zobaczyć tu charakterystycznych kuleczek czy cukru/soli. Bo ich nie ma. Zadanie zdzierające sprawuje w tym przypadku polietylen. Znajduje się on na drugim miejscu w składzie a jest to potocznie mówiąc plastik. I jeszcze bym nie marudziła gdyby to były kuleczki plastiku, ale są to dosłownie opiłki które mają ostre kanty.
Ja bardzo lubię mocne peelingi ale nie do przesady. Od nałożenia peelingu na ciało (tylko mokre) czuję ostre drapanie i nie powiedziałabym, że jest to przyjemne. Opiłki słabo rozpuszczają się w wodzie i potrafią zostać na skórze ich resztki po spłukaniu. Ile razy tak było, że przy smarowaniu balsamem czułam pod palcami owy plastik. Skóra po użyciu jest bardzo czerwona ale i na pewno nieźle złuszczona.
Zapach w butelce jest czysto gruszkowy jednak po nałożeniu na ciało trąca chemią.
Jednak on do mnie nie przemawia tym bardziej, że moja skóra ciała przekształca się w cienką i wrażliwą.

Jeżeli ktoś ma grubą skórę i lubi bardzo mocne peelingi to polecam :)

10 lutego 2014

Poniedziałek z Yankee Candle - Vanilla cupcake

Witajcie ;*
Dzisiaj przedstawię Wam kolejny z wosków jakie posiadam. A jest to wosk o nazwie "Vanilla cupcake".
Jest to kolejny z moich ulubionych wosków :)
Bogaty, kremowy aromat waniliowej babeczki z odrobiną cytryny i obfitą polewą z maślanego lukru.

Jest to wosk który mogłabym odpalać codziennie. Uwielbiam jego ciepły aromat który powoli roztacza się po mieszkaniu. W tym wosku pierwsze skrzypce gra wanilia, jest jej bardzo dużo. Wanilia ta jest słodka i niezmiernie kusząca. Gdzieś dopiero po jakimś czasie można wyczuć nuty cytryny chociaż nie jest obecna cały czas. 
Ten wosk przywodzi mi na myśl dom rodzinny i wypieki mamy. Kojarzy mi się najbardziej z ciastem do którego dodany jest aromat waniliowy być może, że są to muffinki. Obfitej polewy z maślanego lukru nie czuję. Wiem! jest to waniliowe ciasto maślane które w dzieciństwie i teraz tak bardzo lubię :)
Wosk jest niezwykle intensywny i odpalany w małym pomieszczeniu może być duszący.

Tarta gdy mi się skończy kupię ponownie ponieważ lubię ją odpalać chłodnymi wieczorami :)

9 lutego 2014

Wellness&beauty żel pod prysznic Vanillie & Macadamia

Witajcie ;*
Dzisiaj pokażę Wam jedne z moich ulubionych żeli pod prysznic :) Jakie zadanie ma spełniać żel pod prysznic? Podstawowe czyli dobrze oczyszczać skórę, mieć ładny nienachalny zapach i dobrze się pienić.
Jednymi z moich ulubionych żeli są Original Source które mają cudne zapachy, Isana oil gruszka i melon. Do grona ulubieńców dołączają także żele Wellness&beauty.
Żel znajduje się w miękkiej plastikowej butelce o pojemności 200 ml. Butelka nie wyślizguje się z ręki i posiada kształt idealnie pasujący do dłoni. Otwór dozuje idealną ilość kosmetyku dzięki czemu wydajność się zwiększa. Niewielka ilość wystarczy do umycia całego ciała a przy tym wytwarza dość dużo piany (SLS na drugim miejscu). Żel dobrze oczyszcza skórę i nie powoduje jej podrażnienia.
Co ważne, moja skóra stała się teraz wrażliwa i delikatna dlatego też zwracam większą uwagę na to czy kosmetyk nie wysusza skóry. Tu jest na plus ponieważ tego nie robi.
Zapach jest bardzo przyjemny, słodki ale nie nachalny. Wyczuwa się w nim trochę wanilii przytłumioną prawdopodobnie zapachem makadamia (wiecie jak pachnie?).
Niedługo będzie o jego bracie tylko w innej wersji zapachowej.

Dostępne w rossmannie
Cena to ok. 4 zł

Jakie są wasze ulubione zapachy?