31 lipca 2014

Nowości kosmetyczne część 2 - mega zamówienie Yves Rocher + podsumowanie zakupów

Witajcie ;*
Dzisiaj przedstawię Wam 2 część zakupów, a jest to mianowicie zamówienie z internetowego sklepu Yves Rocher. Produkty z tej firmy kiedyś już miałam i bardzo lubiłam (szczególnie żel kawowy) :). Z racji dużych rabatów na stronie internetowej postanowiłam złożyć nie małe zamówienie.
Kosmetyki zamówiłam w czwartek tydzień temu, w piątek wysłali, a w poniedziałek miałam już je w domu :)
To zaczynamy od produktów, które w tej firmie lubię najbardziej.
Żele pod prysznic z serii Jardins du Monde:
1. lawenda z prowansji
2. zielona herbata z chin
3. kwiat gardenii z polinezji
4. zielona cytryna z meksyku
Teraz postawiłam na bardziej orzeźwiające zapachy na lato :)

5. Un Matin Au Jardin mleczko do ciała delikatna róża - ma piękny zapach róż !
6. Un Matin Au Jardin żel pod prysznic kwiaty cytrusów
7. Les Plaisirs Nature pilingujący żel pod prysznic jeżyna - ciekawa jestem jak się sprawdzi w akcji :)

Oczywiście jest też coś dla włosów:
8. Szampon wygładzający w wyciągiem z ziaren gombo - z początku myślałam, że jest to wyciąg z kukurydzy :)
9. Odżywka odbudowująca z olejkiem jojoba - słyszałam, że nie u wszystkich się sprawdza, ale trzeba wypróbować.
10. Szampon podkreślający kolor do włosów brązowych - jego zadaniem jest wydobycie brązowych refleksów.

Coś specjalnego do włosów:
11. Maska odbudowująca z olejkiem jojoba i masłem karita - ciekawa jestem efektów jej stosowania.
12. Olejek odbudowujący do włosów - jestem na fazie olejowania włosów, także ten olejek mnie niesamowicie zaciekawił.


13. Balsam do ust Culture BIO miód i muesli - kupiony z myślą o jesieni i niższych temperaturach.
14. Odżywczy krem do rąk Culture BIO miód i muesli - jego zapach niesamowicie kojarzy mi się z zimą, dlatego też na tę porę roku poczeka.
15. Peeling do stóp z pestkami moreli - zaczęłam intensywnie peelingować swoje stopy, więc coś nowego się przyda.
16. Pur Bleuet Dwufazowy płyn do demakijażu oczu - widziałam pozytywne recenzje, aż doczekałam się jego kupna.

17. Korektor z wyciągiem z róży - mój to odcień Porcelanowy, a oryginalnie 100. Tres Clair. Jestem jego bardzo ciekawa :)
18. Lakier numer 31. Rouge groseille - na zdjęciu i w opakowaniu wygląda jak czerwony, ale na paznokciu jest to róż wpadający w czerwień. Polska nazwa tego lakieru to "porzeczka" :)

Gratisem do zamówienia była kosmetyczka, a raczej 2:
Kosmetyczka na pewno się przyda :)

A tu już zdjęcie zbiorcze wszystkich kosmetyków kupionych i otrzymanych w lipcu. To chyba mój rekord co do ilości. Teraz tylko używać i recenzować :)


A jak u Was z zakupami w tym miesiącu? W sierpniu nie spodziewam się większych zakupów, chociaż kto to wie :)

29 lipca 2014

Nowości kosmetyczne czyli zakupy i nie tylko! Część 1.

Hej ;*
Ostatnio poszalałam trochę z zakupami i chcę Wam pokazać co nowego zawitało do mnie w tym miesiącu. Macie też okazje zobaczyć co będzie recenzowane za jakiś czas :)
Dzisiaj część 1, a w czwartek spodziewajcie się części 2 - zamówienia ze sklepu internetowego :)
Zaczynamy od zakupów drogeryjnych:
Żele pod prysznic:
- Original Source Carambola
- Biały Jeleń Dziewanna i Rokitnik - szukam od dłuższego czasu tych żeli i dopiero znalazłam w Kauflandzie, ale tylko tą wersje zapachową.
- Le Petit Marseillais mandarynka i limonka 
- Isana Alpen-gluck - i czemu nie wzięłam mojej ulubionej wersji z melonem :( ?

- Isana mydło o letnim zapachu copacabana
- Ziaja tonik nagietkowy
- Joanna Naturia odżywka z miodem i cytryną oraz z pokrzywą i zieloną herbatą - kiedyś miałam z lawendą i byl swietny, a kosztują grosze.
- Fusswohl krem peelingujący do stóp - zakupiony dzięki Kamyczkowej recenzji i nie żałuje!
- Sensique puder matujący - mój pierwszy puder z Sensique za całe 4,99 :)



Zaopatrzyłam się też w kolorowe produkty:
- Lovely nude makeup kit - paletka której u mnie w mieście w ogóle nie było, a chciałam wypróbować. Traf chciał, że akurat znalazłam się w Rossmannie w innej miejscowości i tak o to znalazłam paletkę. Zresztą tak samo jak inne produkty z tych zdjęć :)
- Eveline lakier nr 918 i 922 - o lakierze nr. 922 wspominałam przy poście z lakierem tej marki. Kolor jak dla mnie piękny :)
- Golden Rose lakiery z serii color expert - trafiając na wyspę GR żal było nie wziąć lakierów. W moje ręce wpadły dwa o numerach: 22 i 51
- Pomadka GR velvet matte - czaiłam się na tę serie od jakiegoś czasu, ale nie było mi po drodze. Teraz zdecydowałam się na kolor numer 12. Czuję, że to nie będzie moja ostatnia pomadka z tej serii :)
- Golden Rose cień do powiek w kredce - jako, że mój Rimmel się już powoli kończy zdecydowałam się na nową kredkę. Kolor to ciemny brąz o numerze 315.

Teraz czas na współprace:
Z klubu Elfa Pharm otrzymałam łagodzący żel do higieny intymnej :)

W ramach współpracy z Lagenko wybrałam sobie:
- odżywkę do włosów z kolagenem - ostatnio próbuje coraz to nowe kosmetyki do włosów.
- Tonik kolagenowy - przyda mi się trochę kolagenu po kuracji lekami.
- 2 x maseczka last minute - jedną dostała mama i będziemy obie próbować tej osławionej maseczki :)

Miałyście coś z tych rzeczy? W czwartek mega zamówienie ze sklepu internetowego. Kto zgadnie jakiego?

27 lipca 2014

Pomarańcza pielęgnująca usta.

Witajcie :*
Dzisiaj napiszę Wam o kosmetyku, którego nie wyobrażam sobie nie mieć w kieszeni czy w torebce. Z racji przyjmowania leków, a pewnie niedługo Wam opiszę moją historię, usta mam bardzo wysuszone. Łuszczą się, schodzą płatami i krwawią. Jedyne co ich ratuje to środki pielęgnacyjne do ust. Jednym z nich, a który stał się moim ulubionym jest balsam pomarańczowy Ziaja.
Opakowanie to zakręcana tubka o pojemności 10 ml, zapakowana była w dodatkowy kartonik który oczywiście już gdzieś posiałam. Sztyft balsamu jest ścięty pod ukosem i znajduje się w nim mały otwór.


Balsam jest średnio gęsty, dzięki temu nie wypływa z tubki nie proszony tylko po wyciśnięciu jest w postaci stałej. Po nałożeniu na usta wyczuwalna jest śliska powłoczka. Nie lepi się do rzeczy nie pożądanych (czyt. włosy), ani nie skleja ust.
Co ważne (!) produkt jest po wyciśnięciu z opakowania lekko pomarańczowy, ale po nałożeniu na usta ta tonacja kolorystyczna zanika. Bez problemu można używać balsamu, nie wyciągając przy tym lusterka. Nie barwi na kolor, ani na biały. Usta po jego użyciu się błyszczą, a ich stan z minuty na minutę ulega poprawie.
Zapach jest delikatny, pomarańczowy i nie nachalny :)
Balsam nawilża i zmiękcza, przy regularnym stosowaniu nie ma śladu po suchych skórkach. Bardzo pomógł mi w doprowadzeniu ust do zadowalającego stanu.
Sama przyjemność w stosowaniu !
Jedyne co zauważyłam, że znika po jakiś 30 minutach od nałożenia. Podczas jedzenia znika razem z nim, więc czynność trzeba powtórzyć. Jednak na wydajność nie narzekam, stosuje od ponad miesiąca, a dużo nie ubyło :)

Cena: ok. 6 zł / 10 ml

Ja go kupiłam akurat na targach, a dostępny jest np. w Rossmannie i aptekach.

Miałyście? Jakie balsamy do ust polecacie?

25 lipca 2014

Nivea szampon i odżywka : seria prostująca włosy

Witajcie :*
Od ponad miesiąca nie prostuje włosów, co jest moim osobistym sukcesem. Dzisiaj jednak nie o tym dlaczego tak się stało, to temat na osobny post, który dla Was szykuje. Zawsze lubiłam proste włosy, jednak moim daleko do takich było. Nawet po wyprostowaniu potrafiły się skręcać, a bez prostowania to już w ogóle. Podreptałam do drogerii w poszukiwaniu alternatywy dla prostownicy. Tak trafiłam na duet: szampon&odżywka prostujące włosy firmy Nivea.
Z początku zaznaczam, że nie wyobrażałam sobie idealnie prostych włosów po zastosowaniu poniższych produktów.
Producent tej serii chciał trafić w grupę kobiet, które marzą o idealnie prostych włosach. Trafił w samo sedno, ponieważ ja widząc napis prostujący włosy, nie zastanawiałam się chwili czy oba produkty trafią do mojego koszyka. Producent obiecuje nam wypielęgnowanie, proste i wygładzone włosy. Jak myślicie spełnia obietnice?

Opakowania tych produktów są z twardego plastiku, co później może być problemem w użytkowaniu. Odżywka stoi na głowie, jest to dobre rozwiązanie przy tej konsystencji. Zamykane wieczkiem na klik, więc na podróż się nadaje. Jednak szampon owinęłabym w folie, tak na wszelki wypadek :) Z drugiej strony butla 400 ml na wyjazd to nieciekawy pomysł jeżeli chodzi o zminimalizowanie miejsca bagażu.

SZAMPON

Wielka butla, a muszę to powiedzieć, że kupuje tylko takie. Z racji swoich długich włosów 200 ml szamponu starcza na naprawdę niedługo. Żadna to oszczędność, a kupować trzeba by było często. Szampon ma 400 ml pojemności i jest średnio wydajny. Zależy wszystko od długości włosów, częstości mycia, a ja zazwyczaj szamponu nie żałuje. Włosy sięgają mi kilka cm za łopatki, są geste i uciążliwe w jakichkolwiek stylizacjach.
Szampon dość dużo wytwarzał piany, dzięki temu włosy dobrze były oczyszczone. Szampon jest w formie lekkiego "żelu", dość płynnego. Nie ucieka jednak przez palce i nie spływa z włosów.
Szampon zawsze zostawiam ok. 1 minutę na włosach, aczkolwiek nie spowodował podrażnienia skalpu. 
Po spłukaniu szamponu włosy są suche, matowe, "skrzypiące", poplątane i ogólnie w niezadowalającym stanie. Gdybym zastosowała tylko szampon, boję się jakie słowa by leciały przy rozczesywaniu włosów.

Cena: 12,99 zł / 400 ml 
Ja zapłaciłam za niego w promocji 10,99 zł


ODŻYWKA
Odżywka zamknięta jest w twardym plastikowym opakowaniu, tak jak szampon. Jak dla mnie nie jest to najlpesze rozwiązanie dla takiego produktu. Mamy tu do czynienia ze zbitą, treściwą konsystencją odżywki, więc nawet gdy zużyje połowę opakowania, z drugą połową mam o wiele gorszy problem. 
Trudno wycisnąć, a nie mówię tu o tej czynności gdy ma się mokre ręce. Plastik pójdzie pod nożyczki bo nie jestem w stanie wycisnąć końcowej partii produktu, a podejrzewam, że dane mi będzie skorzystać z niego jeszcze kilka razy. Odżywka potrafi czasami się wyśliznąć z rąk i wylecieć prosto w odpływ.
Odżywkę nakładam na włosy od wysokości ucha w dół i zostawiam na 2-3 minuty, aby włos mógł pochłonąć składniki. Po spłukaniu wyczuwalna jest miękkość i sypkość włosa.
Być może głównym winowajcą wysuszenia jest alkohol na drugim miejscu w składzie. Co wy na to?

Cena: 9,99 zł / 200 ml

DUET

Jak pisałam powyżej, po nałożeniu na włosy i spłukaniu duetu, czuć miękkość włosów, sypkość i nawilżenie. Wszystkie powyższe efekty mijają po wyschnięciu włosów. Matowość, suchość i tępe w dotyku to cechy które na gołe oko da się zobaczyć. Nie wiem co się dzieje wewnątrz włosa, ale podejrzewam, że nic dobrego. Co do ich głównego zadania czyli prostowania włosów. Na pewno oba produkty sprawiają, że skręt potencjalnego loka się rozluźnił i powstają miłe dla oka fale na włosach. Włosy są lekko ujarzmione, nie puszą się i nie odstawią we wszystkie strony. Czasami mogłam zauważyć, że gdzieniegdzie pojawiały się idealnie proste włosy. Nie jestem pewna czy to sprawka szamponu i odżywki czy po prostu przy leżenia włosów w nocy.
Inne odżywki z Nivei nie robiły u mnie takiej włosowej Sahary jak ta.

Wydajność szamponu: ok. 1 miesiąc na zmianę z innymi szamponami
Wydajność odżywki: ok. 1,5 miesiąca

Gdyby nie to, że wysuszają włosy pewnie kupiłabym ponownie. Miałyście?

23 lipca 2014

I love summer - ulubieniec wakacji.

Witajcie :*
Zostaje w tematyce lakierowej, wczoraj róż od Eveline, a dzisiaj lakier Lovely z limitowanej edycji I love summer. Lakier kupiłam już jakiś czas temu i w sumie to go nie ruszałam. Dopiero w lipcu wyjęłam go z szuflady i po pomalowaniu paznokci stwierdziłam, że kolor ma dość ciekawy.






Kolor określiłabym jako jasny pomarańcz, można powiedzieć, że nawet rozbielony. Zależnie od kąta padania światła kolor jest jaśniejszy lub ciemniejszy. Tak jak na powyższych zdjęciach kolor jest jasny, aczkolwiek na ostatnim w półcieniu zmienił się na ciemniejszy.
Konsystencja jest średnio rzadka, powiedziałabym, że w kierunku gęstej. Dobrze rozprowadza się na płytce, nie tworząc smug, ani nie rozlewając się na skórki. Pędzelek w tym lakierze jest dość szeroki co mi ułatwia jego aplikacje. Wiadomo, że nie wszyscy lubią takie szersze pędzelki.
Trwałość u mnie wynosi 2-3 dni, tak jak u poprzednika. Teraz ta trwałość jest u mnie zazwyczaj taka sama :)

Cena: 5,99 zł / 8 ml
Numer: 4

Jak Wam się podobają lakiery z serii I LOVE SUMMER?

22 lipca 2014

Eveline color edition - czyli przekonuje się powoli do róży.

Witajcie ;*
Muszę Wam powiedzieć, że jako dziewczynka (od 8 lat w górę), kolor różowy mógłby dla mnie nie istnieć. Nie lubiłam go w szczególności w ubraniach, jako jakiś mały dodatek jeszcze mógł być. Przez większość dzieciństwa nie byłam dziewczynką która ubrana w sukieneczkę bawiła się lalkami. Owszem był taki okres, że lalki były na porządku dziennym, ale był on dość krótki. Zazwyczaj spodnie dżinsowe - jeszcze kiedyś dzwony :), samochody, pokemony i wszelkie zabawy dla chłopaków. Jednym słowem - chłopczyca. Coś mi teraz z tego zostało i dalej nie można mnie zobaczyć w różowym ciuchu.
W kolekcji lakierów miałam dość obszerną gamę kolorystyczną, brakowało tylko jednego koloru: różu.
Dorobiłam się jedynie 2 lakierów o takim intensywnym kolorze. Jednym z nich jest Eveline color edition.
Paznokcie są w takim stanie jak widać, na razie zapuszczam.







Kolor tego lakieru to intensywny róż wpadający w lekką fuksje. Jest on "żywy" i idealnie nadaje się na lato. Wykończenie jest kremowe, bez drobinek. Lakier ma duży pędzelek, zaokrąglony na końcu i jest dość wygodny w obsłudze.
Maluje się bez problemów, lakier jest średnio gęsty i należy uważać bo przy zbyt wielu ruchach pędzelka zaczyna się ciągnąć i smużyć. Na zdjęciach widoczne są 2 warstwy, które idealnie przykryły płytkę paznokcia.
Dużym plusem jest to, że szybko zastyga. Wystarczy kilka minut i można nakładać drugą warstwę. Zalecałabym jednak, żeby z końcowym wysychaniem nie co dłużej poczekać, ponieważ może się przez przypadek ściągnąć, odcisnąć od ubrań itp.
Trwałość u mnie to 2-3 dni, jednak moje paznokcie dochodzą do normalnego stanu, więc u Was może się dłużej trzymać.
Przekonałam się do różu na paznokciach!

Cena: ok. 8 zł / 12 ml
Numer: 919

Miałyście lakiery z tej serii? Ja mam ochotę na numer 922, ale niestety z dostępnością u mnie bardzo słabo.

20 lipca 2014

Ogień i woda czyli pożar w wykonaniu anatomicals

Witajcie :*
Z marką anatomicals spotkałam się po raz pierwszy na spotkaniu blogerek w Lublinie. I tak naprawdę jest to jedyny posiadany kosmetyk który wyszedł z ich taśmy. Ja akurat otrzymałam żel pod prysznic "ogień i woda", który mnie dość zauroczył :)
Żel po prysznic jest zamknięty w kwadratowym opakowaniu (lubię takie). Posiada także pompkę, która w żelach jest dla mnie nie zbędna. Pompka nie zacina się na szczęście i dozuje odpowiednią ilość kosmetyku.
Można zamknąć pompkę przekręcając w odpowiednią stronę, więc jak najbardziej nadaje się do podróżnej kosmetyczki.
Na butelce znajdują się dość duże napisy, skład, mowa jest o recyklingu (duży +), a także zamieszczona jest historyjka która jest cechą charakterystyczną firmy.

„Halo? Straż pożarna? Pomocy! Jestem uwięziona w 138 piętrowym wieżowcu, który płonie i wyglądam dokładnie jak Faye Dunaway około 1974 roku . Właściwie - to ja, Faye Dunaway i  mamy 1974 rok”. Kontra: „Halo? Straż pożarna? Pomocy! Wprawdzie nie wyglądam jak Faye Dunaway z 1974 roku, ale właśnie biorę prysznic i skończył mi się mój rewelacyjny żel z Anatomicals ”. Jest tylko jedno rozstrzygnięcie: Przystojni strażacy przybyli z nową butelką i jeszcze umyli plecy. Kolejny kryzys zażegnany. 
A tu powyższy strażak polewający nagą panią ze strażackiego szlaucha.

A to Pan Recykling. Przesłanie jego jest takie, że jeżeli nie poddamy recyklingowi tego opakowania, to on nas znajdzie i zrecyklinguje nas :)

Konsystencja żelu jest dosyć płynna, aczkolwiek pompka ułatwia zadanie i nie ma problemu z jego wylewaniem się. Dwie pompki wyciśnięte na gąbkę w zupełności wystarczą, skutkiem czego żel jest dosyć wydajny. Pompka nie stwarza żadnych problemów technicznych :). Żel dobrze się pieni i oczyszcza skórę, czyli podstawowe zadanie spełnia.
Mając w dłoniach żel zatytułowany "ogień i woda" tak naprawdę, żadne skojarzenie zapachowe mi się tu nie nasuwa. Każdy indywidualnie "stworzy" zapach tego żelu, nie opierając się na żadnych przesłaniach producenta. Dla mnie zapach przypomina cukierki musujące zozole o smaku coca-coli. Kąpiel w takim aromacie jest niezwykle przyjemna :) Szkoda, że zapach nie zostaje na skórze.
Niestety, ale  żel ma jeden minus - dla mnie dość mało istotny. Po użyciu żelu skóra jest wysuszona i matowa. Dlaczego dla mnie jest to mało istotne? Ponieważ po kąpieli zawsze używam balsamu/masła itp.
Osobom o bardzo suchej skórze żel może nie przypaść do gustu.

Podsumowując, żel jest sam w sobie ciekawy, jednak właściwość wysuszająca może być czynnikiem dyskryminującym u niektórych osób.

Cena: 15 zł/ 300 ml
Dostępność: na stronie producenta anatomicals.

Miałyście kosmetyki z tej firmy? Co o nich sądzicie?

18 lipca 2014

Raz imbir poproszę! - masło do ciała Treacle moon + zmiany

Witajcie ;*
Jak już pewnie zauważyłyście zaszły małe zmiany na blogu. Miałam zrobić prosty nagłówek składający się tylko z napisu, ale wyszło jak zawsze. Myślę, że przy białym szablonie nie co bardziej kolorowy nagłówek nie zaszkodzi :) Piszcie czy się podoba.
Pewnego czasu składałam zamówienie u pewnej osoby która mieszkała w Niemczech na kosmetyki z DM. Zrobiłam listę, zadowolona przekazałam - tym bardziej, że zamówienie wychodziło mi grosze. Napisałam w liśćie masło do ciała firmy Balea i odżywka do włosów z serii professional. (Nie)stety otrzymałam masło do ciała Treacle moon i olejek do włosów! Olejek oddałam, a masło sobie zachowałam bo pomyślałam, że może nie jest takie złe.
Właśnie tak zaczęła się moja "przyjaźń" z tym o to masłem.
Masło jest zamknięte w dość dużym opakowaniu, mieszczącym 250 ml masła. Osobiście lubię przejrzyste grafiki na etykietach, bez zbędnych obrazków i natłoku informacji. Tu dostajemy nazwę produktu, producenta, rodzaj produktu, przeznaczenie do konkretnej skóry no i historyjkę.
Masło jest skierowane do osób ze skórą normalną lub suchą.
Masło jak na masło jest dosyć lekkie i ma zbitą formę. Kolorek ciekawy bo lekko zielony. Żeby posmarować daną partię ciała, nie powiem bo trzeba dość sporo go nałożyć. Przez co jest mało wydajny. Używałam go od 2 lipca do dzisiaj czyli 17 dni. Zaznaczam, że stosowałam go 2 razy dziennie - rano i wieczorem. Jednak 2,5 tygodnia stosowania to dla mnie zbyt mało.
 Nie ma najmniejszego problemu z jego rozsmarowaniem, nawet większej ilości! Nie tworzy smug, nie bieli skóry tym bardziej nie staje się ona zielona :) Wchłania się szybciej niż na zegarku upłynie 1 minuta. Głównym powodem dlaczego stał się on moim ulubieńcem jest to, że nie pozostawia lepkiego filmu na skórze. Nie oznacza to jednak, że nie ma na skórze żadnego efektu - skóra jest miękka, nawilżona, a także poprawiona jest jej elastyczność i sprężystość. Stosując rano i wieczorem nie zauważyłam niepożądanej suchości skóry.
Zapach to jest druga rzecz którą uwielbiam. Wyczuwam w nim nuty imbiru (jak sama nazwa mówi), a także kwaśnej limonki bądź zapach cytrusowy. Po otworzeniu wieczka zapach od razu "uderza" w nos. Utrzymuje się na skórze ok. 30 minut nie zmieniając swojej kompozycji, ale wydaje się być bardziej stonowana.  Jak wiadomo każdy może odczuwać zapach inaczej, ale wszyscy będą czuli to samo - orzeźwienie, świeżość i energetyczne pobudzenie. Masło idealne na lato!


Nie wiem jaka jest jego cena, jeżeli ktoś wie to napiszcie. Prawdopodobnie coś ok. 20 zł.

Gdyby nie to, że jest mało wydajne i niedostępne w Polsce, z pewnością skusiłabym się na drugie opakowanie :)