Wielbicielką eyelinerów stałam się jakiś rok temu, zaczynając od zwykłych płynnych skończywszy na malowaniu żelowym - pędzelkiem. Zawsze były to czarne kolory, aż któregoś dnia zachciało mi się granatowej krechy na oku. Wybór padł na eyeliner Oriflame Very Me.
Opakowanie to tradycyjna dla linerów płynych buteleczka zawierająca 3,5 ml płynnego eyelinera. Niestety "patyczek" którym notabene powinno się malować powiekę jest jedną wielką pomyłką, ale to zobaczycie dalej.
Ten właśnie patyk, bo inaczej nazwać go nie można, jest sztywny i dosyć ostry na końcu. Zero jakiejkolwiek giętkości co by gładko po powiece sunęło.
A efekt wychodzi dość marny:
Jak widać, kolor jest może i ładny, ale... Patyczek robi nieestetyczną smugę prześwitu w środku tej kreski. Co chce się zamalować, to jak uparte prześwit dalej wyłazi. Jak już uda się jako tako zamalować to kreska wychodzi bardzo gruba. Na oku wygląda jeszcze gorzej. Jedynym ratunkiem jest zastosowanie innego pędzla, który będzie miękki. Co do trwałości się nie wypowiem bo jakoś nie mogę do niego się przekonać.
Przepraszam za długą nie obecność ale nauka pochłania bez końca, dziś dermatologia :) :*
oni w ogóle testują zanim to wypuszczą na rynek? :/
OdpowiedzUsuńTeż sie nad tym zastanawiałam :) chyba że prześwit to "efekt specjalny" :)
Usuńszkoda ;/
OdpowiedzUsuńto nie wyszedł im ten efekt ;)))
OdpowiedzUsuńoj beznadziejna sprawa :) nie przemawia do mnie w ogóle ta firma
OdpowiedzUsuńszkoda bo ma śliczny i modny kolorek :(
OdpowiedzUsuńbuu.. bubel
OdpowiedzUsuńKolor ma cudny!
OdpowiedzUsuńajjj kiepściutko :|
OdpowiedzUsuńWedług mnie większość kosmetyków z serii Very Me jest słaba :(
OdpowiedzUsuńtragedia!!! :/
OdpowiedzUsuńja i kreska na oku to dwa rożne światy..
OdpowiedzUsuń