27 września 2013

Nowości kosmetyczne czyli dzisiejsze zakupy

Witajcie ;*
Zakupy kosmetyczne co prawda miałam zrobić w październiku ale niestety większość rzeczy właśnie teraz mi się skończyła. Więc dziś odwiedziłam pepco, laboo, nature, rossmanna ;) Ale pokolei:


Najpierw odwiedziłam pepco w celu wyszukania jakiś perełek kosmetycznych. Niestety jak dla mnie nic ciekawego nie było (były kosmetyki Calvin Klein po 19,99) i wyszłam z cieniem i kosmetyczką do torebki.
 W drogerii laboo kupiłam:
- Joanna naturia odżywka do włosów - miałam kiedyś z lnem i była świetna.
- Lirene żel pod prysznic kusząca gruszka - kusiła tyle czasu i w końcu jest moja ;) W drogerii laboo cena standardowa to 5,90 a w rossmannie 7,89!
- Marion nawilżający płyn do demakijażu
- Joanna naturia peeling myjący z wiśnią - jedyny zapach który mi się spodobał.
- Dermopharma żel antybakteryjny do rąk jabłkowy

Następnie była natura i w niej zaopatrzyłam się w 2 peelingi tutti frutti (wiśnia i porzeczka, jeżyna i malina) a także 3 kredki do oczu essence (black, teddy, behind the scenes)

I ostatnie zakupy w rossmannie:
- Wellness&Beauty żel pod prysznic mandarynka i jogurt - pachnie tak samo jak masło do ciała czyli lody pomarańczowe Manhattan!
- Alterra szampon i odżywka do włosów z granatem i aloesem - odżywkę kiedyś już miałam natomiast szampon dopiero wypróbuje.
- Perfecta - płyn micelarny do demakijażu
- Isana zmywacz do paznokci - stały bywalec
- alouette ręczniki do wycierania twarzy 
- Cleanic patyczki do korekty makijażu
- Lilibe płatki kosmetyczne - ulubione
- Green Pharmacy masło do ciała rumianek i imbir - w cenie na do widzenia kosztowało 8,99 więc żal było nie wziąć :) 
- pęsetka skośna
- wibo lakier nr 169
- wibo eyebrow stylist - tusz/żel do brwi
- miss sporty granatowa kredka do oczu

I to tyle moich dzisiejszych zakupów, portfel niestety dużo lżejszy. A jak u Was z zakupami? Bo ja mam na następne szlaban chyba do grudnia :)

24 września 2013

Panthenol na podrażnienia i piernik dla osłodzenia

Witam Was w ten zimny wieczór. Coraz bliżej zima i bardzo się z tego ciesze (świeczki+kocyk+herbata+książka). Ale nie o tym chciałam dzisiaj Wam napisać. Oba produkty są ze współpracy z Credo PR, także jak ktoś nie lubi recenzji z współprac to proszę nie czytać. ;)

Na pierwszy ogień idzie Panthenol w piance
Kiedyś nie używałam tego specyfiku ale teraz wiem, że często może być potrzebny. Na opakowaniu zawarte są potrzebne informacje m. in.:
- łagodzi podrażnienia skóry spowodowane nadmiernym opalaniem i czynnikami zewnętrznymi
- do stosowania po ukąszeniach przez owady
- przy "poparzeniach przez meduzy"
- jako kuracja dla skóry suchej i alergicznej.
Składniki czynne łagodzą uczucie gorąca i pieczenia skóry.
Ma świetną pompkę dzięki czemu aplikacja jest bardzo łatwa, nic się nie wylewa. Substancja płynna zamienia się w bardzo lekką piankę z milionami malutkich "oczek" powietrza.
Panthenol stosowałam w kilku przypadkach.

Pierwszy raz go zastosowałam w sytuacji gdy nadmiernie się opaliłam (pod koniec wakacji), skóra była czerwona (trochę mniej niż tu), piekła i towarzyszyło niestety uczucie gorąca. Bardzo tego nie lubię bo czuje się jakbym miała zaraz być chora. Zaczęłam na te miejsca (ramiona i nogi) regularnie stosować panthenol w piance. Skóra po kilku użyciach nie piekła, zniknęło uczucie gorąca i była dość dobrze nawilżona ponieważ to czego bałam się najbardziej się nie stało - skóra mi nie zeszła i nie łuszczyła się.

Co do ukąszeń przez owady to zastosowałam kilka razy i mogę tylko stwierdzić, że przestały mnie te ukąszone miejsca swędzieć :)

Nie miałam bliskiego spotkania z meduzą więc nie wiem (i nigdy się pewnie nie dowiem) jak ona parzy. To działanie Wam pominę :)

Następna sytuacja była kilka dni temu. Na pracowni kosmetycznej miałam depilacje pach woskiem. Niestety wystąpiło bardzo silne podrażnienie, skóra była czerwona, piekła i ciągnęła przy każdym ruchu ręką. Pomyślałam, że czemu nie i zastosowałam na skórę pach ale w obrzeżach tam gdzie było najbardziej podrażnione. Po 3 użyciach skóra przestała piec, stała się troszkę mniej zaczerwieniona i uczucie ściągnięcia zniknęło. I chwała mu za to bo myślałam, że z tym uczuciem nie wytrzymam ;)

A na koniec piernik za który się ostatnio wzięłam z ciekawości ;)
 Wykonanie jest dziecinnie proste. Do proszku dodajemy szklankę wody (250 ml), miksujemy, dodajemy 100 ml oleju i ponownie miksujemy masę. Ciasto wyłożyć na blachę wysmarowaną tłuszczem i bułką (w moim przypadku zastąpiłam to papierem) i włożyć do nagrzanego piekarnika (180C) na 45-60 minut.

Niestety nie miałam wąskiej blachy stąd ten piernik wyszedł taki niski ;) Powiem szczerze obawiałam się o chemiczny smak jak to bywa w cistach z proszku. Ale był dobry, czuć korzenny zapach a smak prawdziwego piernika. Domownicy zjedli go w mgnieniu oka a zapach było czuć w całym domu. Chociaż nic nie dorówna piernika mamy :)
Jeżeli ktoś nie ma zbyt dobrych zdolności kulinarnych albo potrzebuje ciasta na szybko ( w czasie pieczenia prawie godzinnego można zrobić wiele innych rzeczy). Polecam a ja jak go odnajdę w sklepie to skuszę się na jeszcze jedna paczkę :)

20 września 2013

Powrót po przerwie i dobry żel do stóp

Witajcie ;*
Wracam do Was po 10-dniowej przerwie spowodowanej w dużej mierze nawałem nauki, a także aktualnie chorobą. Jakoś się zebrałam i postanowiłam napisać Wam "kilka słów" o kremie-żelu do stóp który dostałam od Credo Pr.
Opakowanie zawiera 100 ml kremo-żelu. Tubka stoi na głowie i nie ma problemu z wydostaniem preparatu. Minusem tutaj jest to, że opakowanie nie jest przeźroczyste a sam żel jest niewidoczny nawet pod światło. Dlatego można doznać zaskoczenia gdy nagle nie można będzie nic z opakowania wydostać.
Preparat ten jest polecany dla osób z nadmierną potliwością, suchością stóp czy przy stopie cukrzycowej.
Konsystencja bardziej przypomina żel niż krem. Po rozsmarowaniu na stopach czuć zapach mentolowy który jest w większości preparatach do stóp. Można zauważyć lekkie chłodzenie przez kilka minut. Stopy są gładkie, miękkie i dobrze nawilżone.
Bardzo polubiłam jak wcześniej pisałam bardziej żel niż krem. Trzeba odczekać ok. 1-2 minut aby preparat się dobrze wchłoną i można było bez problemu nałożyć skarpetki. I jest coś co mnie bardzo zaskoczyło. Zazwyczaj jak stosuje jakiś krem do stóp ma on przede wszystkim działanie nawilżające i to na dość krótko. Po regularnym stosowaniu kremo-żelu "zdrowa stopa" moje stopy poprawiły swój wygląd. Zawsze miałam problem z twardymi odciskami na stopach po chodzeniu w butach na obcasie. Po regularnym stosowaniu żelu skóra się wygładziła, a suchy i popękany naskórek zaczął się regenerować i po ok. 2 tygodniach odcisków już nie było. Z potliwością stóp nie mam problemu aczkolwiek przy upałach stopy są narażone na pocenie się i w tej kwestii preparat trochę hamował wydzielanie w szczególności nie przyjemnego zapachu.

Cena tego kremu to ok. 10 zł/100 ml
Dostępność z tego co czytałam jest niewielka ale w drogeriach lub aptekach internetowych jest dostępny.

Musze się pochwalić jaki bukiet dostałam od Ukochanego wczoraj na urodziny :) Składa się on z 21 róż :)

10 września 2013

Odkrycie w sprayu biosilk + Pedigree wygrana Nikuli.

Witajcie w ten pochmurny i szary dzień ;* Przynajmniej u mnie tak jest.
Dzisiaj chciałabym Wam powiedzieć o moim nowym odkryciu jakim jest odżywka w sprayu od Biosilk.
Dla niektórych może i nie będzie to okrycie ale ja nigdy nie używałam na swoich włosach takich cudów :)
Specyfik ten dostałam na spotkaniu Lubelskich blogerek i dość długo leżał w szafce. Z początku nie wiedziałam jak do niego się zabrać, ale z czasem postanowiłam wypróbować i nie wiem jak mogłam czegoś takiego wcześniej nie używać.
Może zacznę najpierw od opisu moich włosów. Naturalnie są one lekko kręcone i bardzo niesforne! Często (niestety) je prostuje bo każdy kosmyk żyje swoim życiem i za nic nie chcę się dostosować do pozostałych. Jeżeli pogoda jest deszczowa lub panuje duża wilgoć od razu skręcają się niemiłosiernie i prostowanie jest na nic. Często też się puszą bez powodu a końcówki się wywijają.

Preparat można stosować na mokre lub suche włosy. Ja spróbowałam obydwu metod i z jednej jestem bardziej zadowolona.

Mokre włosy:
Pielęgnacja moich włosów zazwyczaj wygląda tak, że myję włosy szamponem następnie nakładam odżywkę. Jeżeli mam więcej czasu to nakładam maskę. Odżywkę stosuje przy każdym myciu włosów także nie mam problemów z kołtunami i rozczesaniem włosów. Jako, że nie lubię przesadzać w pielęgnacji odżywkę w sprayu stosuje tylko gdy nie nałożyłam maski lub odżywki podczas mycia (pośpiech). Spryskuje całe włosy od nasady aż po końce (jak w reklamie ;D) i rozczesuje. Włosy się lekko plączą ale da się je dobrze rozczesać. Jednak większych efektów nie widać. Odżywki w sprayu nie spłukujemy!

Suche włosy:
Po pamiętnym bublu od Syossa (spray termo ochronny który sklejał włosy i śmierdział alkoholem) bałam się trochę czy nie powtórzy się sytuacja ze sklejaniem włosów. Ale trzeba zaryzykować i dobrze wyszło. Bo rano przed albo po prostowaniu spryskuje suche włosy i rozczesuje. Włosy nie są sklejone a ponad to ładnie się błyszczą i nie puszą się przez kilka godzin. Po zastosowaniu można zauważyć, że włosy stały się bardzo miękkie. Ta metoda przypadła mi bardziej do gustu niż stosowanie na mokre włosy.

Bardzo ważne jet że nie zawiera alkoholu w składzie a widać kilka pozycji gdzie się ekstrakty z kwiatów czy na 3 miejscu hydrolat z róży. Dlatego też zapach jest kwiatowy.

Znacie i polecacie jeszcze jakieś odżywki w sprayu?

Muszę się Wam pochwalić, że moja Nika wygrała w konkursie Pedigree dentastix i dzisiaj przyszła nagroda.
A o to jej nagroda:
Ręcznik pedigree oraz miesięczny zapas dentasitx (28 sztuk)
Ręcznik wygląda tak i ma przydatne łapki w które wkładamy ręce aby dobrze wyszorować psa.
A tak Nika patrzyła jakie nagrody dostała. Rozczochrana bo wróciła wcześniej z dworu :)

6 września 2013

Mój faworyt od Balea :)



Witajcie ;*
Ostatnio przedstawiałam Wam żel od Balea który jak dla mnie okazał się przeciętny. Dzisiaj przedstawię Wam z całej 3 (żel, odżywka, krem) jak dotąd mojego faworyta. Chociaż nie mówię, że nie wypróbuje innych kosmetyków z DM. Dzisiaj na tapecie będzie krem do rąk o jakże zabójczym zapachu owoców leśnych.

Kremik ten jest zapakowany w tubę na zatrzask (duży plus! nienawidzę zakręcanych kremów do rąk). Grafika cieszy oko szczególnie te owocki :) Przez noszenie w torebce opakowanie się zdziera i rysuje (można to zauważyć na zdjęciach)
Nic z opakowania się nie wylewa. Spokojnie można nosić w torebce bez obawy, że krem znajdzie się po za swoim prawidłowym opakowaniem.
Konsystencja jest gęsta i treściwa ale nie przeszkadza to w dobrym rozsmarowaniu kremu na dłoniach. Krem się chwilę wchłania a następnie czuć jego cudowny zapach na "kilometr".


No i właśnie ten jego zapach.. Pachnie iście owocowo i jest to zapach bardzo intensywny! Po posmarowaniu rąk utrzymuje się on na skórze około godzinę później traci na swojej intensywności. Wchodząc pewnego razu do domu otrzymałam pytanie co za kwiaty pachnące przyniosłam bo taki intensywny zapach jest koło mnie.


Co do nawilżenia to u mnie jest takie same jak w większości kremów. Nawilża i jest to miłe uczucie gładkości, miękkości i braku suchych partii (szczególnie na kostkach). Niestety taki efekt utrzymuje się do pierwszego umycia rąk później efekt mija. Aczkolwiek ręce na pewno przy regularnym stosowaniu nie są wysuszone po użyciu wody i mydła. Nie zostawia tłustego filmu.

Miałyście? Jakie kremy do rąk są Waszymi ulubionymi?



Ps. Ja teraz pewnie siedzę na jakże ciekawym szkoleniu BHP :)